sobota, 24 maja 2014

Decyzje, zmiany, niewiadome...

 Jutrzejszy telefon może zmienic wszystko, choc nie musi... A ja swoim zwyczajem sama nie wiem czy chce by był na "tak", czy na "nie".
Kilka dni temu napisała do mnie mama Zosi - pierwszej dziewczynki, którą sie opiekowałam. Boże, jak ten czas szybko leci. Zosia chodzi już do pierwszej klasy! To był dom i dziecko, które uwielbiałam...
Pojawiła sie propozycja pracy u kolegi, poszukuje opiekunki do dzieci. Ponieważ tak a nie inaczej radze sobie z Mikołajem - postanowiłam dowiedziec sie jakie są warunki. Spotkałam sie z rodzicami i dzieciakami zresztą też. Mieszkają niedaleko. Dowiedziałam sie na ile by mnie potrzebowali, chcą by wszystko było legalnie, wiec zarejestrowaliby mnie. 

Po spotkaniu miałam kilka dni na przemyślenie propozycji i sie odezwac. Myślenie wychodziło mi bokiem. 
Dzieci jest trójka. Czas pracy długi ale przez 4 dni, nie 5. Miałam podac stawke. Sama nie wiem czy powiedziałam dużo czy nie. Dla jednych było by to BARDZO dużo, dla innych normalnie...
Jutro mam znac odpowiedz.
Jeśli "tak" 4 dni praktycznie moje życie to bedzie ich dom... Wiec moje plany musiałabym odłożyc na później. Ale za to spałabym spokojniej bo zarejestrowana - miałabym później pieniążki a nie zostałabym na lodzie. 

Tylko bądz tu mądry i ogarnij trójke dzieci!!! :)
Jeśli "nie" to zostaje jak dawniej. Nie bede musiała martwic sie jak przekazac to rodzicom Mikołaja i w ogóle...
Wiec oby do jutra... I wszystko bedzie wiadomo...

piątek, 16 maja 2014

Czuje jak mi krople deszczu usta pieszczą...

Może jakby tak do sprawy podejśc, każdy miałby lepszy humor? Tańczmy wiec w deszczu dziś...! :) I jutro - jeśli też bedzie taka pogoda... 

niedziela, 4 maja 2014

Łzy nic nie zmieniają. Ale dają ukojenie. Dają upust emocjom, które nas rozrywają...

     Zakisiłam sie we własnym sosie... ale wracam, żeby zdac relacje...
     Świeta przebiegły jakos tak nawet radośnie. Oprócz tego, że musiałam patrzec na mojego brata i co gorsza słuchac go ;) Z wyglądu połączenie kozy z samurajem. Wygolona niemal cała głowa - zostawiony na środku czaszki kawałek włosów, z którego spływa pukiel długich pasm, czasem zaplecionych w warkocz, w dobieranego, czasem zakreconych na lokówke. Dodatkowo broda, tatuaże i odpałowe stroje. Do tego zestawiku dziwne poglądy - aura, urok, natura i tego typu klimaty. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to - że neguje, wrecz krytykuje wszystko co mu nie pasuje - religia, poglądy, jedzenie, styl życia. Jest wpatrzony tylko w siebie i w swoim mniemaniu najmądrzejszy. Ja unikam kontaktu jak moge.
      Mama mi sie zaczeła na randki umawiac. I oby wszystko było ok, bo "ojczymkowi" nogi z dupy powyrywam ;) Najgorsze, że ja już za duża na kieszonkowe od "tatka" jestem ;) A poważnie - ja sie bardzo ciesze, mamka mi odmłodnieje, bedzie miala lepszy humor. Na codzien musi sie opiekowac swoją leżącą mamą (moją babcią). Ma jeszcze 4 rodzeństwa a właściwie została sama z tym problemem. Niech wreszcie pomyśli o sobie bo nerwy ją zjedzą... Wreszcie ma powód by sie ubrac, umalowac, kupic sobie cos... A, że ładna z niej babeczka, dużo nie potrzeba, tylko checi!
     Wściekłam sie gdy na FB na stronie mojego dawnego liceum przeczytałam, iż nauczycielka przez którą nie zdałam - startuje w konkursie na belfra roku! Jak ktoś kto doprowadzał ponad połowe klasy do bólów brzucha, nerwicy i wrzodów żołądka - może byc podawany za przykład? Staram sie byc obiektywna, na prawde! Jeśli połowa klasy była zagrożona, jeśli zadania były robione tylko takim sposobem jak w sorki nieodłącznej ściągaweczce (zeszyciku), jeśli 6 osób pisało poprawke... O kim to świadczy? Moja mama zawsze powtarza, że nie była "uczycielką" - nie miała tylko uczyc, była "nauczycielką", miała nauczyc! Młoda kobieta, która całe 45 minut siedziała jakby nie mogła na Nas patrzec, zero emocji, uśmiechu, chocby grymasu twarzy. Jej ksywa "Cyborg" też o tym świadczy...
Miałam wielkie problemy, nie umiałam tej matematyki, bałam sie lekcji, chodziłam na korepetycje, mama przychodziła do szkoły nie raz prosic Ją by w jakikolwiek sposób mi pomogła, że też ma przecież dzieci, że troszke dobrych checi...
Na poprawce podeszła do mnie z 3 zestawami do wylosowania - wybrałam jeden - a Ona z ironicznym uśmiechem - "bardzo trudne"...
Nie zdałam. Wtedy myślałam, że załamał sie mój świat, że gorzej byc nie może, nie miałam już w pewnym momencie czym płakac. Nawet teraz myśląc o tym pamietam jak bardzo to przeżyłam...
Trafiłam do innej szkoły. Nikt nie wiedział, że nie zdałam, wstydziłam sie o tym mówic... Dopiero po jakimś czasie przyznałam sie gdy już czułam sie pewnie i wiedziałam, że nie wpłynie to na relacje z innymi. Moja wychowawczyni wiedziała, uczyła matematyki. Kiedy z którejś tam klasówki dostałam 5 ona też miała łzy w oczach gdy widziała jakie to emocje we mnie wzbudziło. W najgorszym wypadku miałam trójke na semestr, czesciej to była czwórka.
Nie wierze w wielką przemiane TEJ PANI i nie moge zaakceptowac, że taki człowiek jest stawiany za przykład... To nie są tylko moje myśli i odczucia, znam innych, których w pewien sposób skrzywdziła. Nawet nie wiecie jak po takim wydarzeniu poczucie własnej wartosci leci na łeb, na szyje... Nikomu nie życze.
Jestem dorosła, teoretycznie to już dawno za mną, a jednak siedzi głeboko...